niedziela, 17 lutego 2013

Ulotność


Jestem może trochę bledszą, odrobinę słabszą i chudszą z mniejszą ilością włosów na głowię osobą. Jednak wciąż tą samą, choć teraz zamiast pieprzyków moją skórę zdobi siateczka utkana z niebieskich żył. Podkrążone oczy i spierzchnięte wargi w matowym kolorze. Bezustannie ogarniająca senność i brak apetytu. Biała sterylna sala, głowa opatulona w jedną z kwiecistych chustek, które mi przywiozłeś, wkucie dożylne na lewym zgięciu łokcia i moja stała przyjaciółka, czyli torebka otamowana literkami A Rh- w cudownym wyrazistym bordowym kolorze  – wszystko to przypomina i nie daję zapomnieć o paskudnej dolegliwości.

Kolejny dzień wyczekuję jednej godziny, jednego momentu, gdy zobaczę Twoją twarz za przeźroczystą szybą, Twój piękny wymuszony uśmiech, oczy przepełnione bólem. Nawet nie wiesz jak łatwo odczytać z nich wszystkie emocje jakie Tobą targają. Czekam aż zapukasz lekko w szklaną powierzchnie, myśląc, że nie wiem o twoim przybyciu. Pomachasz dłonią na powitanie, zadając bezgłośne „Jak się czujesz?”, a ja?
Ja odpowiem, że wyśmienicie, zgodnie z prawdą, bo przy Tobie zawsze tak właśnie się czuję.

Czy tęsknię?

Oczywiście, że tak nawet nie wiesz jak bardzo! Właściwie to tęsknota sprawia największy ból, przeszywa od środka wszystkie tkanki, komórki, narządy i układy. Ogarnia mnie pustka, której niczym nie potrawie wypełnić. Najbardziej brakuje mi dotyku, ale nie byle jakiego. Brakuje mi poczucia, że jesteś przy mnie, że trzymasz mnie za rękę, głaszczesz lekko zarumieniony policzek długimi palcami, muskasz go niczym podmuch ciepłego letniego wiatru. Więc, tak tęsknota w tym wszystkim jest najgorsza.

A fizyczny ból i strach?

To śmieszne, bo obu z nich nie odczuwam. Morfina jak inne środki przeciwbólowe działa bez zarzutu. Zaś strachu wyzbyłam się już dawno, bo czego tak naprawdę mam się bać? Wszyscy prędzej czy później umierają, taka jest kolej rzeczy.
Czas chyba robi mi dziś na złość, bo mam nieodparte wrażenie, że sekundomierz porusza się coraz to wolniej. Mam lekkie trudności z utrzymaniem w dłoni długopisu, bo ciągle czuje nieprzyjemnie drętwienie. Dlatego kartka może być pokryta niezliczoną ilością nieprzewidzianych kleksów, ale to nic.

Pamiętasz nasze pierwsze spotkanie?

Boże, kiedy to było? Rok, dwa miesiące, pięć dni i dokładnie godzina, nie przepraszam godzina i dwie minuty temu. Tak to właśnie wtedy o mało nie zabiłeś mnie sklepowymi drzwiami. Spojrzałam wtedy na Ciebie i wiesz co pomyślałam? Co za wielka, pokraczna fajtłapa.
Nasza pierwsza randka w kawiarni, pierwsza długa rozmowa, fascynacja i Twoja rozbita o futrynę frontowych drzwi głowa. Później był spacer, shake z MC’a i ja dławiąca się ze śmiechu z Twoich opowieści. Następnie mecze, po których sowicie nagradzałam Cię za walkę na boisku soczystym buziakiem. Wspólny weekend majowy, nasz pierwszy raz (tak mniej świadomość, że strasznie się rumienie, a kardiograf  szaleje), pieczenie szarlotki (wyszła zjadliwa!) i objadanie się kebabami w piątkowe wieczory, przez co przytyłam 7 kilo! Wspólne obejrzane filmu i kasety z mojego dzieciństwa, setki przejrzanych zdjęć. Wakacje nad morzem, wszystkie kłótnie (sąsiedzi mieli niezły kabaret), kilka potłuczonych przeze mnie talerzy, gruntowne porządki mieszkania przed przyjazdem Twojej mamy (oczywiście kondomów z komody zapomniałeś sprzątnąć). I w końcu Twój wyjazd na zgrupowanie i moje pierwsze zasłabnięcie w pracy. Nie powiedziałam ci od razu, bałam się. Pewnie żyłbyś w tej niewiedzy jeszcze długo, gdyby nie ten krwotok w nocy. Wizyta w szpitalu i Twój przerażony wyraz twarzy na słowo przeszczep. Zacząłeś obchodzić się ze mną jak z jajkiem, nawet nie wiesz jak mnie to dobijało. Ja po prostu chciałam zapomnieć, ze jestem chora! Pragnęłam budzić się wtulona w Ciebie, po kolejnej z rzędu upojnej, wyczerpującej nocy.
Dawałeś mi siłę, sprawiałeś, że zapomniałam…
Nie na długo, po trzech miesiącach zaczęło się pogarszać, poniżający był dla mnie fakt, że ledwo co stałam na nogach o ile w ogóle udało podnieść mi się z łóżka. Przeprowadzka do szpitala, dializy i morfologia były codziennością. Dni i tygodnie mijały, a Ty zdawałeś się nie tracić nadziei. Jednak prawda była inna dawcy w dalszym ciągu nie było, a ja stawałam się coraz słabsza, chemioterapia nie dawała efektów, ale miałam Ciebie.

Pogodzona ze swoim losem, chora na białaczkę w ostatnim stadium dziewczyna?
Nie, postawmy sprawę jasno pogodzona ze śmiercią, kochająca i kochana przez mężczyznę swojego niezbyt długiego życia kobieta.

Kamil to wszystko, te wspomnienia są Twoje.
A ja jestem w nich.
Bo tylko tyle po mnie zostało.
Bo byłam tylko jedną chwilą i właśnie przeminęłam.
_________________________________________________________
Od autorki: Z dedykacją dla Rysia :) Z góry przepraszam za wyciskanie z Was łez tymi ckliwymi bohomazami, już nie będę.
PS. List adresowany jest do Kamila Syprzaka. 

18 komentarzy:

  1. Kurde nie napiszę nic sensownego bo się popłakałam. Piękna historia!

    OdpowiedzUsuń
  2. coś pięknego i z dedykacją dla mnie <3

    uwielbiam Twoje historie!

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo wzruszające i piękne. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serdecznie zapraszam na nowy rozdział :) Pozdrawiam :)
      http://i-do-not-know-what-i-want.blogspot.com/

      Usuń
    2. Zapraszam na nowy rozdział :).
      http://sparkle-in-the-eyes.blogspot.com/

      Usuń
  4. U MNIE 4 ROZDZIAŁ ZAPRASZAM
    POZDRAWIAM
    WINIAROWA :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Cholernie wzruszające i znów cholernie mi bliskie bo widmo białaczki wisiało kiedyś nade mną. Powiem tak człowiek w pewnym momencie przestaje bać się śmierci lae przychodzi inny strach strach o to jak poradzą sobie nasi bliscy kiedy nas na tym świecie zabraknie

    OdpowiedzUsuń
  6. Zapraszam na nowe rozdziały na 69-minut.blogspot.com , a także powolne-umieranie.blogspot.com . Jeśli nie czytasz, to nic straconego, w każdej chwili możesz zacząć. Pozdrawiam, Kubiakowa! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. dziękuję za zaproszenie do siebie. Czytając ten rozdział na prawdę miałam ochotę się rozpłakać:( to takie smutne ale niestety prawdziwe...
    pozdrawiam i zapraszam na kolejny rozdział:)

    http://www.niedostepni-dla-siebie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Jesteś genialna. Rozpłakałam się. Dziękuje za pozostawienie linka u mnie. Będę tu zaglądać regularnie. Po tej historii nie wiem co napisać. Piękna, tak jak poprzednia.
    Mam prośbę. Czy mogłabyś mnie informować o nowościach.
    Najlepiej tutaj http://urojona-milosc.blogspot.com/. Byłabym wdzięczna.

    OdpowiedzUsuń
  9. Niestety nie rozpłakałam się, ale już tak mam, że na filmach czy innych rzeczach tego typu nie płaczę. Za to w realu... Najczęściej ze śmiechu ;)
    Muszę jednak przyznać, że historia jest piękna. Musi być piękna, sądząc po tym rozdziale. Dzięki za komentarz na moim blogu, dzięki temu mogłam się tu znaleźć i to przeczytać.
    Kocham jednoparty za to, że są krótkie, a treściwe. Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko dodać cię do obserwowanych i czekać na kolejne :)

    PS. Nie lubię spamu, ale dodałam dzisiaj nowy rozdział, jeśli jesteś chętna, to zapraszam. A co do konstruktywnej krytyki - jeśli taką ktoś zamieści na Twoim blogu, obiecuję że znajdę, choćbym miała przejść pieszo na koniec Polski i obiję za pisanie głupot ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale głupoty piszę - ,,Musi być piękna, sądząc po tym rozdziale.'' - chodziło mi o to, że historie takich osób ( w rzeczywistości) są przepiękne.Za dużo nauki i trygonometrii, za dużo. Tracę możliwość zrozumiałego porozumiewania się z ludźmi. ;)

      Usuń
  10. Kurcze, właśnie skończyłam czytać. Naprawdę pięknie to opisałaś. "Dawałeś mi siłę, sprawiałeś, że zapomniałam…" ten cytat jakoś utkwił mi w pamięci.
    Rzadko czytam jednoparty, zdecydowanie wolę dłuższe historie, ale Twoje 'bohomazy' na pewno będę czytać :)

    Prosiłaś też, żebym Cię informowała o nowych rozdziałach. Więc jestem - rozdział 3 na http://nad-przepasciaa.blogspot.com/ zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Płaczę. Bardzo wzruszająca historia, a przede wszystkim piękna!
    Mogłabym być informowana o nowościach tutaj? http://rzutem-na-tasme.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie wiem czemu, ale "Jestem może trochę bledszą" skojarzyło mi się z Marią Pawlikowską-Jasnorzewską- to miał być zamierzony efekt czy tylko zbieg okoliczności? ;)
    Smutna ta historia, białaczka to przerażająca choroba, zwłaszcza że bohaterka jest taka młoda. To zawsze jest tragedia, ale gdy zbiera żniwo w tym wieku, świat wali się na głowę. A zaczynało się tak... gorąco. No i co tu robi Syprzak, gdzie Lijek? No nic, przyjdzie mi czekać na następny.

    Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do mnie na VI- S.
    http://dzikaprzygodazsiatkowka.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  13. Szklą mi się oczy. Jak mogłaś doprowadzić mnie do takiego stanu? :( Bialaczka okropna choroba, dotyczyła mojego kolegi, po ktorym teraz tylko wspomnienia.. Piekny part. Bardzo prawdziwy. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  14. Na prawdę już mam łzy w oczach. :(
    To przykre, że ludzie spotykają się z takimi dolegliwościami :(

    Zapraszam na pragnienie szóste: http://seksualne-pragnienie.blogspot.com/ Pozdrawiam, Kajdi :*

    OdpowiedzUsuń
  15. Hej :) Pojawił się 3 rozdział na terazniejszosc-obciazona-przeszloscia.blogspot.com Zapraszam ;)

    OdpowiedzUsuń