czwartek, 25 lipca 2013

Książę? Nie sądzę!

Krzyk.
Krzyk tak głośny.
Krzyk tak przerażający.
Krzyk tak zatrważający.
Krzyk wdzierający się do czaszki z taką mocą, że niemal rozdzierający ją na strzępki.
Krzyk rozprzestrzeniający się po całym moim jestestwie.
Krzyk kobiety.
Krzyk przez który oczy zachodzą mi łzami.
Krzyk, który cichnie.
Krzyk, którego miejsce zajmuje głośne nierównomierne dyszenie.
A później?
Wydawać by się mogło, że to niemożliwe, aby ciało nie reagowało na bodźce które przesyła mu mózg.
Głośny niekontrolowany szloch wydobywający się z mojego gardła sprawia, że zapada cisza.
W drzwiach pojawiasz się w całej krasie i chyba jesteś równie zaskoczony moją obecnością w przedpokoju, co ja zaistniałą sytuacją.
Kręcę głową z obrzydzeniem i rzucam pęk kluczy na stojącą nieopodal szafkę.
- Proszę, przydadzą się Twojej nowej dziewczynce.
Staram się nie patrzeć Ci w oczy.
W czekoladowe tęczówki, obdarzające mnie czułym spojrzeniem każdego ranka.
Teraz wypełniały się przerażeniem.
Tak  Michale zdradziłeś.
Zdradziłeś z premedytacją godną jakiegoś niedojrzałego emocjonalnie skurwysyna.
Zadowolony?
*
Biegnąc przez oblodzony kielecki chodnik miałam ochotę zwymiotować.
Głównie z obrzydzenia, ale poniekąd winny był też kurewski kebab od Turka zjedzony w porze obiadowej.
- Chcę umrzeć.. – wyjęczałam między jednym, a drugim szlochem w słuchawkę z której, wydobywało się Grześkowe - Ale co się stało? – doprowadzające mnie do jeszcze większego wkurwienia. Aż w końcu po groźbie, że jak mu nie powiem to do mnie przyjedzie upije mnie i chcąc nie chcąc i tak mu wszystko wypaplam. Stwierdziłam, że picie z Tkaczykiem napojów wysoko procentowych kończy się zawsze tragicznie, szczególnie dla mojej paprotki do której doniczki wylewałam połowę zawartości każdego kieliszka, bo przecież roślinkom też się coś od życia należy. Wymamrotałam niezrozumiałe – Michał mnie zdradził – po czym znów zaniosłam się płaczem.  Cudnie.
*
Jedzenie chińszczyzny w mojej sypialnie w rozciągniętych spodniach dresowych robiących za piżamę, wielkiej koszulce ubabranej z każdej strony czym się dało i oglądanie Ironmana było naprawdę miłą formą spędzania piątkowego wieczoru. Właśnie było, do czasu gdy ktoś zaczął nękać dzwonek, którego dźwięk z początku postanowiłam zignorować. Niestety owy ktoś nie dawał za wygraną, co doprowadziło mnie do niemałej frustracji.
- No toć idę! – wydarłam się w odpowiedzi na kolejną serię ding-donów. Z rozmachem otworzyłam drzwi i warknęłam bardzo niekulturalne – Czego? – po chwili zreflektowałam się, kto stoi przede mną przez co wyrwało mi się – O cholera.
Stał z wbitymi pięściami w kieszenie wytartych jeansów, przygarbiony i z nieobecnym, pustym spojrzeniem. Coś ścisnęło mnie w przełyku, na ten widok. On taki wielki, potężny facet stał przede mną skruszony i chyba zbierał się do tego, żeby coś powiedzieć.
- Mogę wejść? – w odpowiedzi skinęłam tylko głową będąc w zupełności pewna, że głos odmówiłby mi posłuszeństwa.
Rozmościwszy się na kanapie, która pod jego ciężarem wydała drażniący dla ucha dźwięk dziwnie podobny do jęku. Nie wiedząc co ze sobą zrobić, po prostu stałam jak ten debil za kanapą i bezceremonialnie wlepiałam w niego spojrzenie. Twarz miał jakby bledszą, zmęczoną może ciężkim treningiem lub nowa laska wycisnęła z niego w nocy esencje życia? Potrząsnęłam głową chcąc wymazać ten obraz z głowy.
- Co Cię sprowadza? – zapytałam niepewnie przechodząc do sypialni w poszukiwaniu jakiejś bluzy.
- Właściwie, to nie wiem.. Chyba.. Chyba jestem Ci winien wyjaśnienia.
Zaśmiałam się ironicznie na te słowa.
- Przestań nie musisz mi nic wyjaśniać czy przepraszać, tak czasem bywa. Wydaje ci się głupiej, że znalazłaś mężczyznę z którym chciałabyś spędzić resztę  życia, jest przystojny, inteligentny, dobry w łóżku, ale nagle okazuje się, że książę nie jest taki idealny za jakiego go miałaś i znajduję inną księżniczkę. – mimo, że starałam się aby zabrzmiało to żartobliwie to w moim głosie pojawił się cień żałości i jakby wyrzutu? Michał jakby to wyczuł i skrzywił się nieznacznie. No tak mogłam się spodziewać, że wyłapie nawet najmniejsze zająknięcie lub zmianę intonacji.
- To wcale nie miało tak wyglądać, nie chciałem żebyś cierpiała. – mówiąc to patrzył mi prosto w oczy, przez co przeszedł mnie dreszcz.
Wykrzywiłam usta w uśmiechu, choć pewnie bardziej przypominało to grymas.
Trochę Ci to nie wyszło – pomyślałam.
- Było minęło.
Zerknął na mnie podejrzliwie, jakby starając się odczytać jakąś dwuznaczność tych słów.
- Skoro tak mówisz, powinienem już iść. - Podniósł się z kanapy, która i tym razem zaskrzypiała.
- Michał?
Odwrócił się niepewnie w moim kierunku.
- Tak?
- Czy.. zabrzmiałoby to dziwnie..gdybym poprosiła, abyś ostatni raz mnie..przytulił? – wyjąkałam nieco zakłopotana swoją prośbą.
Uśmiechnął się szczerzę i bez słowa objął mnie swymi wielkimi ramionami. Mając nos na wysokości jego torsu doskonale czułam zapach jego perfum, które tak bardzo lubiłam. Uścisk był krótki, aczkolwiek mimo tego moje serce zaczęło głośniej łomotać. Na koniec poczułam tylko jego ciepłe usta no moim czole.
-  Mam nadzieje, że kiedyś wybaczysz mi to jak bardzo Cię skrzywdziłem.
- Żegnaj Michał. – wychrypiałam przez łzy, które kaskadami spływały po moich polikach.
*
Droga na Warszawskie Okęcie minęła szybko, może dlatego, że Grzesiek łamał niemalże wszystkie ograniczenia ruchu drogowego, już widziałam oczami wyobraźni jego minę gdy dostanie plik zdjęć z fotoradarów. Przed Halą odlotów stało kilka zaśnieżonych taksówek, ludzie a to wchodzili, a to wychodzili z budynku nie zwracając najmniejszej uwagę, ani na mnie ani na mojego towarzysza taszczącego mi walizki. Może przyczyną było to, że się go bali, hmmm nie dziwie się gdybym spotkała go na ulicy też bym się bała, głównie za sprawą jego osobliwego stroju i postury.
- Pamiętasz co mi obiecałaś? – wymierzył we mnie palcem.
- Tak pamiętam! Będę dzwonić i relacjonować wszystko co będzie się działo w moim nudnym londyńskim życiu – teatralnie wywróciłam oczami kpiąc z przyjaciela.
- Czas na Ciebie Tośka, bo Ci samolot ucieknie.
Przytulił mnie mocno, po czym wypowiedział ciche – Do zobaczenia.
- Będziemy za Tobą tęsknić Grzesiu. – wypowiedziałam odwracając się i idąc w kierunku tunelu prowadzącego na płytę lotniska.
- JAK TO BĘDZIECIE? – wykrzyczał.
I mimo, że go usłyszałam nie odwróciłam się, jestem pewna, że na jego widok zmieniłabym zdanie. Zostawiłam okres mojego życia w Kielcach za sobą, nie kontaktowałam się z Tkaczykiem jak obiecałam, nastręczyłoby mi to jeszcze więcej bólu i wewnętrznej agonii.  Jedynym wspomnieniem był mój syn, Grześ, który jak na złość był lustrzanym odbiciem ojca. Nigdy później nie zawitałam do stolicy województwa świętokrzyskiego, ale wiele razy, gdy mały już spał wyjmowałam z kieszonki portfela wyblakłe, pogięte zdjęcie, na którym byłam wraz z Michałem i płakałam, bo głupia Antonina nigdy nie przestała wierzyć, że to on był jej idealnym księciem. 
***
Wakacyjna niespodzianka rybki! :) 

*Rysiu, bo lubisz wszystkie badziewia jakie napiszę i przez Ciebie stałam się miszczem w tworzeniu zboczonych scen! 
*Kasiela, za rozmowy o 00:00 po pijaku i Twoją miłość do ręcznej i za to, że po prostu jesteś i rozumiesz :* (ps. Widzimy się w Kielcach)
*Michał Jurecki Grzesiek Tkaczyk za to, że wciąż mnie inspirujecie!
*I wszystkim, którym spodobał się Książę Antoniny.
D-Z-I-Ę-K-U-J-Ę-! :*
Następna historia będzie o Andrzeju Wronie, are you happy? :)

*ZAPRASZAM NA - http://pierwszy-sierpien.blogspot.com/